Historia o tatrzańskiej przyprawie
pomysł i autorstwo: Pacyfka
pacyfka@tatry.org

   Byli sobie na Hali Gąsienicowej góralka i jej syn, którzy wypasali tam owce. Syn był pracowity, ale grymaśny do jedzenia. Któregoś dnia chłopak wraca w południe na obiad, próbuje podanej mu zupy, krzywi się:

    -Niedobro, nie bede tego jod.

    -Ah bo widzis synku - mówi matka - to bez to, ze skońcyły mi sie ziołka, musis póść i mi je prziniesies.

    -Kaz?

    -Dyć kajsi na Zawracie. Hybaj na Zawrat.

    Pobiegł chłopak na przełęcz Zawrat, przyniósł listki, które mu matka opisała, ona dodała je do zupy, ale jedzenie mu nadal nie smakuje.

    -A bo jesce jednego ziołka mi trza - pódź na Kościelec, przinieś mi je.

    Pobiegł chłopak na szczyt Kościelca, wygrzebał z między kamieni jakieś trawki, przyniósł matce. Ona dała je do zupy i  podała synowi.

    -Lepse trochu, ale nie bede jod.

    -A bo jesce jeden listecek musis mi przinieść. Z Krziznego.

    Pobiegł chłopak, coraz trudniej mu się szło, bo się zmęczył, kawał drogi przecież na przełęcz, przez Dolinę Pańszczycy. Kiedy wrócił, to już był wieczór, więc rzucił się na zupę -

    -Oh, matuś, jakie dobre to jadło...
 


 
 
 

Strona główna
Spis treści
Spis autorów i tytułów
 

Jeżeli znasz piękny wiersz lub fragment prozy o Tatrach
lub zrobiłaś/eś zdjęcie mogące być ilustracją do któregoś z wierszy
to przyślij mi je!
 

Kozi i ja